czwartek, 16 czerwca 2011

Hej morze, góry, las...

... wakacje to najmilszy dla każdego czas :)


A jak nie góry ani morze, to polska wieś...



I dla nas wakacje zbliżają się wielkimi krokami. Od dłuższego czasu było wiadomo, że w sierpniu mąż bierze urlop i ruszamy wtedy do Polski, w moje rodzinne strony.
Ambitnie postanowiłam uszyć po kilka letnich ciuszków dla siebie i córeńki, do sierpnia przecież zdążę... Zdążyłabym, gdyby nasz sierpien nie został przesunięty na czerwiec :-/  Małżonek mój zamarzył w trybie nagłym o przedsmaku letniego urlopu i jego pierwszy (i na razie jedyny) tydzien zaplanował już na obecny miesiąc. Postanowione - juz w niedziele ruszamy do ojczyzny!
Zmiana ta nie sprzyja mojej twórczości przy maszynie, ale cóż,  kilka rzeczy dla córci zdążyłam w ciagu kilku ostatnich dni popełnić (zdjęcia będą w terminie późniejszym), gorzej z przyodzieniem dla mojej skromnej osoby - brak czasu...
Jednak cieszę się niezmiernie na ten wyjazd, rodzinę, przyjaciół, znajome twarze i miejsca, z którymi wiążę tyle wspomnień... Robię się sentymentalna, ale cóż, uwielbiam przebywac w DOMU.

Nawet nasza psina wydaje się być tam szczęśliwsza, a i kolegów do zabawy jej tam nie brakuje...



Gdy tak rozmyślam o polskiej wsi, na myśl przychodzi mi fragment uczonej kiedyś w szkole na pamięć inwokacji z "Pana Tadeusza":

"Tymczasem przenoś moją duszę utęsknioną
Do tych pagórków leśnych, do tych łąk zielonych,
(...)
Do tych pól malowanych zbożem rozmaitem,
Wyzłacanych pszenicą, posrebrzanych żytem;
Gdzie bursztynowy świerzop, gryka jak śnieg biała,
Gdzie panieńskim rumieńcem dzięcielina pała,
A wszystko przepasane jakby wstęgą, miedzą
Zieloną, na niej z rzadka ciche grusze siedzą."



Wystarczy nie pamiętac faktu, że w inwokacji Mickiewicz opiewał piękno wsi litewskiej ;)

Wystarczy tych przemyśleń, bo szorty czekają na uszycie, torby na spakowanie...













środa, 8 czerwca 2011

Myśl ekologiczna

Od jakiegoś czasu planowałam uszycie ogrodniczek dla córci, brakowało mi jedynie odpowiedniego materiału. Jak na zawołanie przetarły się ulubione Levisy mojego męża, tworząc sporą dziurę. Ratować ich nie było sensu, skoro mogły posłużyć szczytnemu celowi ;) A że idea szyciowego recyclingu podobała mi się od dawna, zabrałam się do pracy i w krótkim czasie powstało takie oto ubranko:








widok z tyłu...

Malinowa inspiracja

Konkurs Łucznika pt. "Owocowy czerwiec" zmotywował mnie do pierwszej w życiu próby uszycia "dorosłej" sukienki, dla mojej skromnej osoby.
Wykrój zaczerpnęłam z "Burdy", tkaninę w kolorze malinowym zamówiłam przez internet. Tak oto powstał twór mający przypominać sukienkę.
W wyżej wymienionym konkursie żadnego miejsca nie zajęłam (z czym od początku liczyłam), za to mam teraz sukienkę na lato oraz kolejne szyciowe doświadczenie do kolekcji  :)


W czasie deszczu dzieci się nudzą...

Jak wiadomo, deszcz oznacza dla dziecka pozostanie w czterech ścianach mieszkania/domu, a to równa się nudzie (a to równa się mocno nadwyrężonym nerwom rodzica ;) . Są jednak wyjatki, np. kiedy deszczowi towarzyszy dodatkowo grad, a wody przybywa tak szybko, że ulica zmienia się nagle w rzekę. Jeśli dodać do tego fakt, że dziecko ma niespełna półtora roku i po raz pierwszy obserwuje tak ciekawe, w jego oczach, zjawisko, nuda nagle znika i dzień (oraz nerwy rodzica) jest uratowany :) A kiedy ulewa ustaje, robi się jeszcze ciekawiej, bo oto przyjeżdża wóz strażacki, w dodatku na sygnale, aby pomóc w osuszaniu zalanych piwnic.
Zaczęło się tak nieciekawie - chmury i deszcz, a skończyło ku pełnemu zadowoleniu mojej latorośli - takich atrakcji moja córeczka nie miała nawet w dzień dziecka ;)
Następnego dnia (czyli wczoraj) był atrakcji ciąg dalszy, razem z córcią wylewałyśmy wodę z jej piaskownicy, która zamieniła się chwilowo w basenik. Dla córci była to ogromna frajda, bo zabawy z woda w roli głównej wprost uwielbia. Po wykonaniu większej części pracy moja mała pomocnica poczuła nieodpartą chęć zabawy w swojej, chwilowo odrobinę przefunkcjonowanej, piaskownicy, czego efekty prezentuję poniżej :)






niedziela, 5 czerwca 2011

Jaka matka, tak córka

Z zakupionej w marcu dzianinki w ptasi deseń powstały dwie proste spódniczki w zupełnie różnych rozmiarach. Teraz możemy spacerować z córcią w - jak to mówi mój mąż - teamlook.
Na dzisiejszy spacer wybrałyśmy się do największego w mieście parku, nie pozbawionego nawet kąpieliska, w którym szukali ochłody przy dzisiejszych 29 stopniach liczni mieszkańcy Hamburga.






     

sobota, 4 czerwca 2011

Kwiatki, kratki i stokrotki

Sobota, piękna letnia pogoda, żar leje się z nieba, do najbliższej Bałtyckiej plaży mamy jedynie 70km... Teoretycznie wszystkie współczynniki pasują do siebie i dałyby się złożyc w jedną, bardzo przyjemną całość, gdyby nie fakt, że od ponad miesiąca pozbawieni jesteśmy środka lokomocji zwanego samochodem.
Ale, jak wiadomo, “nie ma tego złego...” - znalazł się inny sposób na spędzenie w miły sposób części dzisiejszego dnia. Udałam się na `Stoffmarkt Holland` zapolować na szmatki :) Kolejny bazar z tej serii zaplanowany jest dopiero na jesień więc nie mogłam przegapić takiej okazji ;)  Tym razem moją uwagę zwróciły przede wszystkim desenie kwiatowe (moja miłość) oraz kratki, a w mojej głowie rozbrzmiewała piosenka z dzieciństwa “Kwiatki, bratki i stokrotki”.
Żeby nie było nudno, do tkanin dokupiłam kilka drobiazgów: 4 drewniane guziki (jak szaleć, to szaleć ;), zamek błyskawiczny, materiał na podszewki w 2 kolorach, 2 ozdobne tasiemki i kawałek czarnego ściągacza do spódnicy, która od dłuższego czasu chodzi mi po głowie (ach, gdyby tak tylko zechciała w końcu zejść z mojej obolałej łepetynki i dać się uszyć...). Jedyne, czego nie można było na owym bazarze nabyć, jest czas potrzebny na szycie.






 Te szmatki czekają teraz grzecznie, aby stać się częściami mojej garderoby (mam nadzieję, że ich nie zawiodę)

Te materiały kupiłam z myślą o córeczce



Tu wszystkie pod czujnym okiem mojego psa ;)



Drobiazgi...




czwartek, 2 czerwca 2011

Po zakupach czas wziąć się do roboty

Szmatki już były, teraz pozostawało znaleźć dla nich odpowiednie zastosowanie. Postanowiłam pozostać przy szyciu ciuszków dla mojej pociechy, w myśl zasady: im mniejsze ubranko, tym mniej materiału zmarnuje się w razie niepowodzenia. Kolejno powstaly: sztruksowa sukienka na szelkach, bluzeczka oraz letnia czapeczka...





...ktore ostatecznie skompletowałam w jeden letni outfit.

środa, 1 czerwca 2011

Z czegoś szyć trzeba :)

W marcu udałam się na swoje pierwsze tekstylne zakupy, ileż radości mi one przyniosły :))
Zakupy odbyły sie na "Stoffmarkt Holland", bazarze pasmanteryjnym licznie uczęszczanym przez miłośników szycia. Wśród takiego wyboru pięknych materiałów ciężko zdecydować się na coś konkretnego. Ostatecznie wybrałam to i owo w nadziei, że uda mi się uszyć z tego coś, czego nie będę musiała sie wstydzić ;)

Pierwsza randka z maszyną do szycia

Hmmm, co by tu spróbować uszyć jako pierwsze... Czapkę! Oczywiście dla córci. Taka czapka - mała, prosta, nie wymaga dużej ilości materiału - postanowione!
Wykrój znalazłam w internecie i przerobiłam go tak, aby można bylo zapinać czapusie pod szyją. Z efektu zbytnio zadowolona nie byłam, ale teraz wiem, na co zwrócić uwagę przy kolejnym podejściu do owego nakrycia głowy. Z tym dam sobie jednak czas do jesieni...

Początek aktu drugiego...

Pod koniec lutego opanowała mnie myśl o posiadaniu maszyny do szycia... Mój mąż zlitował się nade mną i dołożył połowę sumy potrzebnej na zakup prostej maszyny, wyposażonej w podstawowe ściegi. Moja radość była wielka, juhuuu :)
Z braku posiadania własnego pokoiku czy chociażby kącika do szycia, moja ulubiona "zabawka" stoi teraz na moim sekretarzyku, a do szycia jest przenoszona na stół jadalny.


Szyciowa przygoda, akt I

Wirusem szycia zainfekowałam sie niedawno, prawie 4 miesiące temu, w lutym 2011. Na pierwszy ogień poszedł konik - przytulanka dla córeczki, mała maskotka uszyta jeszcze ręcznie, grzywa oraz ogon powstały z resztek muliny. Taki mini-projekt na poziomie ucznia szkoły podstawowej. Myślałam wówczas, że na takich drobiazgach poprzestanę, a o szyciu ubrań nie śmiałam nawet myśleć, ja - takie beztalencie manualne... Okazuje się jednak, że szycie potrafi kompletnie zawrócić w głowie, sprawić, że chce się więcej i więcej... Nawet wtedy, kiedy efekty są marne ;)

Na dobry początek...



Po długim czasie czerpania przyjemności z przeglądania blogów cudzych, postanowiłam założyć własnego. Mam nadzieję, że wytrwam w tym postanowieniu i mój blog nie zniknie z przestrzeni internetowej jeszcze szybciej niż się pojawił  ;)
O czym będę pisać? Pewnie w znacznym stopniu o moim nowym zainteresowaniu - szyciu (moje pierwsze w życiu "prawdziwe" hobby), ale pojawią się tu również  refleksje dotyczące  wielu innych dziedzin życia.
Choć pisać lubię, brak polskiej klawiatury będzie mnie dopingował do "streszczania się" (jakże denerwujące jest nieustanne kopiowanie i wklejanie pojedynczych polskich znaków... wrrrr...).

Na dobry początek... przedstawiam siebie i od prawie 1,5 roku największy sens mojego życia, moją wlasną, osobistą córuchnę :)