poniedziałek, 31 grudnia 2012

Pożegnanie roku w kratkę

Bo i ten rok, podobnie jak chyba każdy poprzedni, był w przysłowiową kratkę (dni radosne przeplatały się z tymi pełnymi zwątpienia), i ostania rzecz, którą uszyłam w anno domini 2012 ma właśnie ten deseń.
Tkaninę w kratkę kupiłam już dosyć dawno temu z myślą o spodniach, ale jak to z planami bywa...
Sukienkę szyło się całkiem szybko i przyjemnie, jedynie tabela rozmiarów z Burdy spowolniła nieco moją pracę i w efekcie sukienka ma pokaźnych rozmiarów zapasy na szwy. Właśnie w związku z tym rozmiarowym nieporozumieniem sporo czasu straciłam na wszywanie rękawów (tym bardziej, że to moja pierwsza sukienka z rękawami) i w efekcie zdecydowałam się na niewielkie bufki. Mój mąż stwierdził, że sukienka ma w sobie coś folklorystycznego i odesłał mnie na próby zespołu tradycyjnego tańca irlandzkiego ;)

Kończąc ten krótki wywód życzę wszystkim, którzy trafią w najbliższych dniach na mojego bloga, pełnego radości, zdrowia i spełnionych marzeń roku 2013 - niech ta trzynastka bedzie dla Was wszystkich szczęśliwa!


wtorek, 27 listopada 2012

Blogowe nudy

Z przyczyn różnorakich nic szyciowego się u mnie w tej chwili nie dzieje. Jedynie znów się zrobiło trochę lalkowo. Tym razem nie uszyłam jednak samej lalki, a ubranko dla już istniejącej. Lalce zima teraz już niestraszna, bo ubranko powstało z resztek polaru.
Zdecydowałam się na prosty zestawik składający się ze spodni i tuniczki.



Tuniczka wydała mi się jednak zbyt nudna i umieściłam na niej dodatkowo ptasią aplikację.


A w ramach tak lubianego przeze mnie recyclingu doszyłam jeszcze dwie pieluszki.


Zastanawiałam się jeszcze nad kurteczką, ale więcej lalkowej garderoby uszyję chyba dopiero na wyraźne życzenie córci. Chyba...

niedziela, 18 listopada 2012

Zaległości

Moja spódnica nareszcie doczekała sie podwinięcia. Zdjęcia na mnie brak, bo nie chciało mi się przebierać - musiałabym wyskoczyć z jeansów i bluzy, założyć pasującą bluzkę, rajstopy, buty... A na koniec wyszłoby z tego niezbyt udane zdjęcie. Manekina, oczywiście, nie posiadam, dlatego prezentacji spódnicy musiał podjąć się wieszak.

Pokażę jeszcze raz sukienusię dla córci, tym razem już na modelce.
Pierwsze zdjęcie roztańczone - jak tylko córa założy na siebie jakąkolwiek spódniczkę lub sukienkę, prosi o muzykę i zaczyna pląsy...

A tu krzywizna - chyba przechyliłam aparat podczas fotografowania...

wtorek, 13 listopada 2012

"Brzydula i rudzielec"

Czyli projekt "lalka" uważam za zakończony.



                          Tak sobie siedzę w ciepłych skarpetkach na kaloryferze i czekam na wiosnę...



                                              Pierwszą lekcję jazdy konnej mam już za sobą ;)



piątek, 2 listopada 2012

Trochę mnie zmogło...

więc mam wymówkę w kwestii podwinięcia swojej nieszczęsnej spódnicy ;)  Prawdziwy powód jest, oczywiście, inny - spódnica owa posiada cztery rozporki, a raczej pęknięcia i wymaga równego podwinięcia wszystkich czterech elementów. A to z kolei zniechęca mnie skutecznie do ukończenia bidulki.

Sukieneczkę dla córci, co prawda, skończyłam już jakiś czas temu, ale brakuje mi zdjęcia sukienki wypełnionej moim dziecięciem. Dlatego jest tylko taka rozłożona na stole.






A zmogło mnie rzeczywiście. O ile rano dokuczał mi jedynie ból gardła, o tyle wieczorem dołączyły do niego dreszcze (więc i gorączka) i ból stawów - GRYPA! Nienawidzę grypy!!! Niby takie nic, a potrafi skutecznie rozłożyć swoją ofiarę na co najmniej kilka dni, wrrrr...
Wyżej wspomniane dolegliwości dopadły mnie w trakcie szycia lali dla Kiary. Postanowiłam bowiem (jakiś rok temu - jestem mistrzem dobrych postanowień) uszyć swojemu (od 3 tygodni) przedszkolaczkowi lalkę.
Pomysł (=wykrój) zaczerpnęłam z archiwalnej Burdy, ale dodałam lalce od siebie nos, bo jak to tak bez nosa...





Teraz czeka mnie najtrudniejsza część, czyli wyszycie oczu, ustek i zrobienie włosów. Burda wspomina jedynie, że należy wykonać te kroki, nie dodaje jednak, jak się za to zabrać. Dzisiaj dam sobie z tym jednak spokój, leżę sobie właśnie pod ciepłym kocem i przysypiam... A córci brak twarzy, skalpu i ubranek nie przeszkadzał, porwała to, co ma stać się jej lalką i ułożyła "toto" czule do spania.


W dodatku Toto wydaje się mieć wszechstronne zastosowanie - może na przykład służyć jako poduszka, kiedy zmęczone dziecko uśnie na kanapie obok swojej, najwidoczniej nudnej, matki ;)




piątek, 26 października 2012

Brak mi dobrych zdjęć

czyli mój odwieczny problem. Bo chociaż już jakiś czas temu wzięłam się za zszywanie pokazywanych w poprzednim poście kawałków materiału, to brak zdjęć uniemożliwił mi zaprezentowanie efektów mojej pracy. Dzisiaj w końcu coś tam pokażę, ale zdjęcia są marniutkie.

Całe to zszywanie zaczęłam od cieplutkiej, fioletowej sukieneczki dla córci. Sukieneczka urzekła mnie swoim prostym fasonem we wrześniowej "Burdzie".







Żeby sprawiedliwości stało się zadość, w drugiej kolejności powstała sukienka dla mnie. Też ciepła i z tej samej "Burdy". Do jej uszycia zainspirowała mnie swoją wersją tej kiecuchy LolaJoo.
Sukienka w rzeczywistości prezentuje się o niebo lepiej niż na tej, pożałowania godnej, fotce.







Spódnica (dla mojej skromnej osoby) oraz druga sukienusia dla (tylko czasami skromnej ;) latorośli czekają jeszcze jedynie na podwinięcie i obfotografowanie. Oba ww. ciuszki uszyłam z tej samej, nieco denerwującej i strasznie siepiącej się tkaniny.

środa, 10 października 2012

poniedziałek, 8 października 2012

Leśne duszki

Wybraliśmy się do lasu. Co prawda przez pół dnia padał deszcz, ale w końcu i dla nas zaświeciło słońce. No to wpakowałam córę w odzienie nieprzemakalne, sama założyłam swoje czerwone (nie jestem pewna dlaczego, ale musiały być czerwone) kalosze, przypomniałam małżowi o zabraniu jego (zwyczajnych nudnie czarnych) gumiaczków i ruszyliśmy "za miasto".
Las był cudny. W różnych bywamy, ale ten jest chyba najładniejszy w okolicy, ze swoją przepiękną ściółką, porośniętą mchami, wspaniałą, typowo leśną trawą (długaśną i cieniutką, kładącą się po ziemi), maleńkimi iglakami (takie urocze choinkowe niemowlaki) i różnymi gatunkami porostów. A krople deszczu mieniły się w trawie niczym najszlachetniejsze perły. Dodajmy do tego przebijające się między drzewami popołudniowe, jesienne słońce i ujrzymy to wszystko w wyjątkowo ciepłym świetle, dzięki któremu cały las mieni się pięknymi barwami. Obrazek jak z bajki, mogłoby się wydawac, że za chwilę nad tą połyskującą rosą trawą pojawi się jakiś elf czy leśny duszek, wykonujący taniec radości.
Uwielbiam las, czuję się w nim prawdziwie wolna, upajam się nim.

A teraz już nieco bardziej pragmatycznie - podczas spaceru znaleźliśmy ponad kilogram grzybów, może i niewiele, ale i tak dobrze jak na spacer z ciągle uciekającym i wyjącym bez powodu dzieckiem ;)







Z kilku grzybów powstał sos, resztę pokroiłam do suszenia. Szkoda, że nie można zamknąć tego grzybowego zapachu w słoiku, który odkręcałoby się wedle życzenia i potrzeby zimą, bo wspaniale roznosi się po kuchni, przywołując na myśl dzieciństwo i trochę przyjemnych wspomnień.
Czasami marzy mi się zamieszkanie w leśniczówce lub chociaż domku na skraju lasu...


czwartek, 27 września 2012

Różowo mi...

a to za sprawą córci, która bardzo lubi ten właśnie kolor (i większość pozostałych kolorów również ;)
Niedawno sprawiłam niuni czapkę, no to teraz przyszła kolej na szalik. W tym celu zakupiłam po kawałku polaru w serduszka oraz wzorzystej bawełny. Pomysłów było kilka, ostatecznie stanęło na trójkątnej chuście obszytej taśmą z pomponami (bardzo spodobały mi się te wszędobylskie obecnie pomponiki) i dwustronnej chusteczce zapinanej na plastikowy zatrzask. Córci obie wersje przypadły do gustu :D





Z polaru uszyłam dodatkowo rozpinaną na zamek błyskawiczny bluzę - tym razem bez kaptura, za to z kieszeniami.

wtorek, 25 września 2012

Worek na kapcie

W nadchodzącym miesiącu dziecię moje rozpocznie swoją przedszkolną karierę, w związku z czym myśli moje krążą teraz dosyć często wokół tego właśnie tematu. Wyprawka przedszkolna już zgromadzona (lista wyprawkowa była, na szczęście, krótka), postanowiłam uszyć jeszcze worek na obligatoryjne kapcie, a w naszym wypadku na ubranie zamienne.
Z efektu jestem zadowlona :) Ze względu na wzorzystą tkaninę zrezygnowałam z aplikacji, za to przygotowałam zawieszkę z imieniam córci - w końcu należało woreczek jakoś podpisać :)



Tył zawieszki podszyłam odrobiną tej samej bawełny, z której zrobiłam tunele na wciągnięcie tasiemki.

Dla zwiększenia wytrzymałości oraz podwyższenia walorów estetycznych, woreczek został zaopatrzony w podszewkę, której to zapomniałam obfocić...

piątek, 21 września 2012

Bom typowa matka...

...która uwielbia swoje dziecko! (które czasem, rzecz jasna, doprowadza mnie na skraj załamania nerwowego)