piątek, 23 grudnia 2011

Wesołych Świąt!

Przy wigilijnym stole

Że, jako mówi nam wszystkim
Dawne, odwieczne orędzie,
Z pierwszą na niebie gwiazdą
Bóg w naszym domu zasiędzie.
Sercem Go przyjąć gorącym,
Na scieżaj otworzyć wrota
— Oto co czynić wam każe
Miłość, największa cnota.
                                                Jan Kasprowicz 


środa, 21 grudnia 2011

Mam już co ubrać na święta :)



Postanowiłam wziąć się w garść i uszyć sobie przed świętami jakąkolwiek spódniczkę jako ukoronowanie tego roku, w którym odkryłam swoje ukochane hobby.
Spódnica powstała wedlug wykroju o wdzięcznej nazwie "Valeska".



Szyje się ją szybko i przyjemnie. Jedynie tkanina wybrana przeze mnie pozostawia trochę do życzenia. Kupiłam ją kilka miesięcy temu w najbardziej chyba znanym szwedzkim sklepie meblowym, z myslą o siatce na zakupy. Zamiast siatki stała się jednak spódnicą, bo chociaż jest to materiał zbyt gruby i sztywny na ubrania, to jednak wzór i kolory urzekły mnie do tego stopnia, że postanowiłam zaryzykować i przerobić go na jakiś ciuszek.

Trochę inny kocyk


Należę do osób zimnokrwistych i strasznie nie lubię marznąć zimą. Aby tego uniknąć, wieczorami chętnie narzucam na siebie sweter i przykrywam swoje dolne kończyny kocykiem - taki mój kanapowy rytuał. Przyszło mi do głowy, żeby sweter i kocyk połączyć w jedno i uszyłam narzutkę (wykrój z bodajże sierpniowej Burdy) z polarowego kocyka. Kocyk był niewielkich rozmiarów, dlatego narzutka nie jest wykończona tak, jak należy, a rękawy są dosztukowywane. Mimo pewnych niedociągnięć kosmetycznych narzutka spełnia swoją funkcję - ogrzewa mnie jak należy :)

wtorek, 20 grudnia 2011

Grudniowe grzybobranie


Święta Bożego Narodzenia w Polsce obfitują w różnego rodzaju grzyby, często w parze z kapustą (jako farsz do pierogów, pasztecików, podstawa bigosu). Na talerzu lądują np. prawdziwki, a na choinkach i stroikach - cudnej urody muchomorki (nie odwrotnie!).
I ja w tym roku (czytaj: dzisiaj na szybkiego) postarałam się o trzy wesołe muchomory. Na szczęście miałam resztkę materiału, z którego uszyłam latem spodenki dla córci, a który był - o miły zbiegu okoliczności - czerwony w białe kropeczki :)

Zdjęcia, jak zwykle, kiepskie. Na żywo grzybki są zdecydowanie ładniejsze

czwartek, 15 grudnia 2011

Nie mam się w co ubrać na święta ;)


Zamarzyło mi się coś czerwonego na zbliżające się święta, sukienka albo spódnica. Nie przypuszczałam jednak, że znalezienie odpowiedniego materiału przysporzy mi tyle trudności. Poszukiwania moje były bezowocne, mimo to czerwoną sukienkę świąteczną uszyłam... dla córci.
Sukienka prosta i szybka w szyciu, jedynie jej podwinięcie kosztowało mnie trochę nerwów - materiał rolował się przeokropnie, a moje żelazko nie radziło sobie z tym problemem. Miałam już nawet ochotę sięgnąć po nożyczki i obciąć cały ten zwijający się dół ;)
Efekt jest mimo wszystko całkiem zadowalający. Zdjęcia na modelce chwilowo brak, może po świętach się pojawi.
Edit: po raz pierwszy wszywałam zamek kryty (po raz drugi jakikolwiek) i wiem już, że nie taki diabeł straszny, jak go malują ;)


Wykrój sukienki: "OTTOBRE" 4/2005

Mama, ręce zimne!

W ostatnim czasie często dane mi było usłyszeć te słowa z ust mojej niespełna dwuletniej córeczki.
Wyjście było jedno - zakup rękawiczek, mimo jej wrodzonej chyba awersji do tej części garderoby. Okazja nadarzyła się przypadkowo, kiedy to w drodze do supermarketu musieliśmy przejść przez odbywające się cotygodniowo targowisko. Mojemu mężowi od razu wpadło w oko stoisko z czapkami, szalikami i innymi zimowymi przydasiami. Znalazły się tam również dwie pary potrzebnych nam ocieplaczy dłoni w rozmiarze naszej córci, zarówno z jednym, jak i z pięcioma palcami. Rękawiczki cieplutkie i ładne, ale, jak się okazało, niezbyt wygodne. Samo założenie ich wywołuje problem. Dlatego postanowiłam sama uszyć jedną parę na próbę. Nic prostszego - jeden paluch, do tego owalna "komora" na pozostałe cztery paluszki, kawałek przytulnego polaru, odrobina gumki... Projekt absolutnie niewymagający i szybko zrealizowany. Coby rękawiczki nie zsuwały się z dłoni, należało wszyć po kawałku gumki na dolne ich części, przed zszyciem ich z częściami górnymi. Po kilkakrotnym upewnieniu się, że NA PEWNO mam do czynienia z obiema dolnymi częściami, wszyłam gumki, zszyłam spodnie i górne elementy i ogólnie zakończyłam zadowolona swoje "dzieło", aby stwierdzić po chwili, że moje dziecko stało się szczęśliwym posiadaczem dwóch lewych rękawiczek... Niezwykle budujący komentarz mojej mamy: "to teraz będzie miała dwie lewe ręce, cha cha ".

środa, 7 grudnia 2011

Tort bez cukru

Rodzina nam się już powiększyła - w ubiegłym tygodniu przybyła mojemu mężowi siostrzenica. Niunia całymi dniami śpi, niemal jakby zapadła w sen zimowy, jedynie głód budzi ją kilka razy dziennie.
To dla niej właśnie przygotowałam zawieszkę na wózek prezentowaną dwa posty temu. Postanowiłam orginalnie ją zapakować i przygotowałam tort pieluszkowy :)

 

piątek, 2 grudnia 2011

Ach śpij kochanie...

Tym razem uszytek z serii tych praktycznych.
Córcia moja nie toleruje przykrywania kołdrą czy kocem, rozkopuje się po n-razy w ciągu każdej nocy, a w efekcie co rano budzi się zachrypnięta i pokaszluje. Ubiegłej zimy świetnie sprawdzał się ciepły śpiworek, który z czasem popadł jednak w niełaskę - dziecię moje, niezwykle ruchliwy prawie-dwulatek niezmiernie denerwuje się, gdy  taki właśnie klasyczny śpiworek krępuje mu ruchy i uniemożliwia swobodne wiercenie i kręcenie się po całym łóżku.
Jak wiadomo nie od dziś, potrzeba jest matką wynalazku, dlatego i ja postanowiłam sama poszukać rozwiązania problemu. Zdecydowałam się po prostu na uszycie śpiworka z nogawkami. Połączyłam górę wykroju na zabudowane spodnie z dołem wykroju na piżamkę ze stopami. Na wszystkich zapasach na szwy dodałam po kilka centymetrów, dla uzyskania odpowiednich gabarytów. Do szycia użyłam 2 warstw polaru w różnych kolorach, wszyłam zamek (mój pierwszy w życiu, dlatego nie jest idealnie) i naszyłam dla ozdoby słonia oraz ptaszka.
Śpiworek przeszedł już próbę bojową i świetnie się sprawdził - niuńka może się w nim swobodnie wiercić we wszystkie strony, a ja nie muszę już jej przykrywać kilkakrotnie w ciągu nocy.


Zdjęcia tradycyjnie kiepskie...


środa, 16 listopada 2011

Małe uszyjątka

Nie tylko Boże Narodzenie zbliża się wielkimi krokami, my oczekujemy niecierpliwie na narodzenie się córeczki siostry mojego mężula.
Wypadałoby powitać taką maleńką, uroczą istotkę choćby drobnym prezentem. Postanowiłam, że tym razem sama przygotuję skromny podarunek, w który włożę swój czas, serce i radość z oczekiwania na nową członkinię rodziny.
I tak oto zmajstrowałam zawieszkę na wózek. Pomysł zaczerpnęłam z Burdy, dokonałam jednak kilku modyfikacji, zaopatrzyłam np. słonia w dzwoneczek.






Moim poczynaniom przyglądała się moja kochana latorośl, pewna, że to dla niej powstają owe ptaszki i słoń. Nie mogąc spokojnie przyglądać się jej zawiedzionej mince (kiedy schowałam przed nią zawieszkę), zmajstrowałam dla niej takiego oto ptaśka - niezbyt piękny, ale za to jej osobisty ;)




 Ptasiek świeżo wykluty i jeszcze ślepy, a tak na serio - nie zdecydowałam jeszcze, z czego zrobić mu oczka.

niedziela, 6 listopada 2011

Bo śmiech to zdrowie :)

Fakt posiadania młodszego brata (a nawet 2) nie pozwala mi pozostawać za bardzo w tyle z internetowymi nowinkami. To właśnie dzięki bratu znam strony jak np. "demotywatory.pl", a od wczoraj podobną do ww., "mistrzowie.org" (jak jeszcze dodam, że brat jest studentem, to chyba wszystko będzie jasne ;)).
Tak tak, wiem, że przesiadywanie na stronkach tego typu jest okropną stratą czasu, ale ćwiczy też mięśnie brzucha i potrafi doprowadzić do łez, oczywiście ze śmiechu, a takie łzy mają na pewno działanie podwójnie oczyszczające.
Trzeba jedynie wziąć poprawkę na to, że niektóre z przedstawianych tam tekstów są raczej prymitywne niż zabawne, a w części z nich roi się od przekleństw. Jeżeli jednak potrafimy przymknąć oko na takie "niedogodności" i skupic się na tych udanych wpisach, stronki takowe mogą wpłynąć na poprawę humoru, kiedy trafia nam się gorszy dzień.

Mały przykład tekstu, który uważam za zdecydowanie zabawny :)

sobota, 15 października 2011

Przełamałam się ;)

Po każdej próbie uszycia jakiejś części garderoby dla siebie dochodziłam zrezygnowana do wniosku, że powinnam pozostać przy szyciu ciuszków dziecięcych, które nie przysparzały mi aż tylu kłopotów i momentów zwątpienia. Po raz kolejny przełamałam się jednak i zabrałam za szycie najprostszych z możliwych modeli - spódnicy z sierpniowej Burdy oraz bluzki z Burdy kwietniowej. Nie będę się zbytnio rozpisywać na ten temat, wstawię jedynie (marnej jakości) zdjęcia. Dodam tylko, że muszę wypróbować najlepszy sposób na szycie dzianin za pomocą "zwyczajnej" maszyny do szycia...





sobota, 24 września 2011

Leśna bryza

Po raz pierwszy od dłuższego czasu mogliśmy cieszyć się dzisiaj piękną, słoneczną pogodą. Wykorzystaliśmy ją w bardzo prosty i oczywisty sposób - wybraliśmy się do lasu na długi, jesienny już spacer. Zabraliśmy ze sobą niewielka, płócienną torbę na zakupy, w nadziei, że może uda nam się przy okazji znaleźć jednego czy drugiego grzybka ;) Pod koniec spaceru siatka była wypełniona podgrzybkami, a my zadowoleni i dotlenieni. I tak udało nam się połączyć przyjemne z pożytecznym, dzień dzisiejszy uważam za udany :)


Pani grzybiarz








Zdarzały się też takie piękne okazy  ;)

niedziela, 18 września 2011

Niemoc/nieumiejętność twórcza...

Staram się nadrobić odrobinę blogowe zaległości, jednak nie obiecuję poprawy ;) Moja ostatnia opieszałość, zarówno w szyciu, jak i w pisaniu, w dużej mierze spowodowana była poczuciem apatii i otępiałości, jakie mnie dopadły i jeszcze do końca nie opuściły, hmmmm... Jeśli juz na przełomie sierpnia i wrześnie pogrążona byłam we wszechmocnej melancholii, to boję się myśleć, co przyniesie jesień i zima, ktore niebawem zagoszczą u nas na dłuuugo...
Zamiast dużo gadać, czy raczej pisać, pokażę, jak niewiele uszyłam przez cały ten czas, czyli jedynie DWA małe ciuszki dla córeczki - portki dresowe z wysokimi mankietami (spodobał mi sie pomysł i swietnie sprawdzają sie przy zakładaniu kaloszy, zostają w środku) oraz polarową bluzę z kapturem, prostą i szybką w wykonaniu.

Oto spodnie...



... i bluza






Próbowałam też uszyć sobie najprostszą z możliwych sukienkę, ale wyszedł mi worek na ziemniaki. Nie będę prezentować go na zdjęciu, wszyscy chyba wiemy, jak taki twór wygląda ;)
Po raz kolejny doszłam do smutnego wniosku, że powinnam pozostać przy szyciu ubrań dziecięcych, są dużo prostsze.

środa, 27 lipca 2011

Powrót córy marnotrawnej ;)

Najwyższy czas odkurzyć nieco mojego zaniedbanego ostatnio bloga...
Mój wakacyjny pobyt w ojczyźnie przedłużył się do czterech tygodni, a uwieńczony został odwiedzinami moich rodziców w naszych skromnych progach. W ten oto sposób Kiara mogła tydzień dłużej cieszyć sie towarzystwem babci i dziadka. Ale, jak wiadomo, wszystko, co dobre, szybko się kończy, trzeba było powrócić do (mniej lub bardziej) szarej rzeczywistości. Nasze dnie znów upływaja nam w rytmie podobnym do tego sprzed wyjazdu, a ja wracam na łamy swojego bloga.

Nagła decyzja o wyjeździe do Polski nie pozwoliła mi zrealizować letnich szyciowych planów, udało mi się jednak popełnić w ciągu tych kilku wariackich dni to i owo dla mojej latorośli.

Zacznę ukłonem w stronę recycligu - przykrótkie spodnie dresowe przeobraziły się w krótkie spodenki  po przycięciu nogawek i doszyciu mankietów z pasującego kolorystycznie materiału.
Za podstawę do spódniczki posłużyły za małe już spodnie jeansowe, wystarczyło doszyć falbankę.




Od podstaw uszyłam zabawne spodenki-pantalony, czerwone w białe groszki...


... oraz wiązaną bluzeczkę z cienkiej bawełny w różyczki. Bluzeczka powstała z myślą o nieco chłodniejszych letnich rankach i wieczorach.

czwartek, 16 czerwca 2011

Hej morze, góry, las...

... wakacje to najmilszy dla każdego czas :)


A jak nie góry ani morze, to polska wieś...



I dla nas wakacje zbliżają się wielkimi krokami. Od dłuższego czasu było wiadomo, że w sierpniu mąż bierze urlop i ruszamy wtedy do Polski, w moje rodzinne strony.
Ambitnie postanowiłam uszyć po kilka letnich ciuszków dla siebie i córeńki, do sierpnia przecież zdążę... Zdążyłabym, gdyby nasz sierpien nie został przesunięty na czerwiec :-/  Małżonek mój zamarzył w trybie nagłym o przedsmaku letniego urlopu i jego pierwszy (i na razie jedyny) tydzien zaplanował już na obecny miesiąc. Postanowione - juz w niedziele ruszamy do ojczyzny!
Zmiana ta nie sprzyja mojej twórczości przy maszynie, ale cóż,  kilka rzeczy dla córci zdążyłam w ciagu kilku ostatnich dni popełnić (zdjęcia będą w terminie późniejszym), gorzej z przyodzieniem dla mojej skromnej osoby - brak czasu...
Jednak cieszę się niezmiernie na ten wyjazd, rodzinę, przyjaciół, znajome twarze i miejsca, z którymi wiążę tyle wspomnień... Robię się sentymentalna, ale cóż, uwielbiam przebywac w DOMU.

Nawet nasza psina wydaje się być tam szczęśliwsza, a i kolegów do zabawy jej tam nie brakuje...



Gdy tak rozmyślam o polskiej wsi, na myśl przychodzi mi fragment uczonej kiedyś w szkole na pamięć inwokacji z "Pana Tadeusza":

"Tymczasem przenoś moją duszę utęsknioną
Do tych pagórków leśnych, do tych łąk zielonych,
(...)
Do tych pól malowanych zbożem rozmaitem,
Wyzłacanych pszenicą, posrebrzanych żytem;
Gdzie bursztynowy świerzop, gryka jak śnieg biała,
Gdzie panieńskim rumieńcem dzięcielina pała,
A wszystko przepasane jakby wstęgą, miedzą
Zieloną, na niej z rzadka ciche grusze siedzą."



Wystarczy nie pamiętac faktu, że w inwokacji Mickiewicz opiewał piękno wsi litewskiej ;)

Wystarczy tych przemyśleń, bo szorty czekają na uszycie, torby na spakowanie...













środa, 8 czerwca 2011

Myśl ekologiczna

Od jakiegoś czasu planowałam uszycie ogrodniczek dla córci, brakowało mi jedynie odpowiedniego materiału. Jak na zawołanie przetarły się ulubione Levisy mojego męża, tworząc sporą dziurę. Ratować ich nie było sensu, skoro mogły posłużyć szczytnemu celowi ;) A że idea szyciowego recyclingu podobała mi się od dawna, zabrałam się do pracy i w krótkim czasie powstało takie oto ubranko:








widok z tyłu...

Malinowa inspiracja

Konkurs Łucznika pt. "Owocowy czerwiec" zmotywował mnie do pierwszej w życiu próby uszycia "dorosłej" sukienki, dla mojej skromnej osoby.
Wykrój zaczerpnęłam z "Burdy", tkaninę w kolorze malinowym zamówiłam przez internet. Tak oto powstał twór mający przypominać sukienkę.
W wyżej wymienionym konkursie żadnego miejsca nie zajęłam (z czym od początku liczyłam), za to mam teraz sukienkę na lato oraz kolejne szyciowe doświadczenie do kolekcji  :)


W czasie deszczu dzieci się nudzą...

Jak wiadomo, deszcz oznacza dla dziecka pozostanie w czterech ścianach mieszkania/domu, a to równa się nudzie (a to równa się mocno nadwyrężonym nerwom rodzica ;) . Są jednak wyjatki, np. kiedy deszczowi towarzyszy dodatkowo grad, a wody przybywa tak szybko, że ulica zmienia się nagle w rzekę. Jeśli dodać do tego fakt, że dziecko ma niespełna półtora roku i po raz pierwszy obserwuje tak ciekawe, w jego oczach, zjawisko, nuda nagle znika i dzień (oraz nerwy rodzica) jest uratowany :) A kiedy ulewa ustaje, robi się jeszcze ciekawiej, bo oto przyjeżdża wóz strażacki, w dodatku na sygnale, aby pomóc w osuszaniu zalanych piwnic.
Zaczęło się tak nieciekawie - chmury i deszcz, a skończyło ku pełnemu zadowoleniu mojej latorośli - takich atrakcji moja córeczka nie miała nawet w dzień dziecka ;)
Następnego dnia (czyli wczoraj) był atrakcji ciąg dalszy, razem z córcią wylewałyśmy wodę z jej piaskownicy, która zamieniła się chwilowo w basenik. Dla córci była to ogromna frajda, bo zabawy z woda w roli głównej wprost uwielbia. Po wykonaniu większej części pracy moja mała pomocnica poczuła nieodpartą chęć zabawy w swojej, chwilowo odrobinę przefunkcjonowanej, piaskownicy, czego efekty prezentuję poniżej :)






niedziela, 5 czerwca 2011

Jaka matka, tak córka

Z zakupionej w marcu dzianinki w ptasi deseń powstały dwie proste spódniczki w zupełnie różnych rozmiarach. Teraz możemy spacerować z córcią w - jak to mówi mój mąż - teamlook.
Na dzisiejszy spacer wybrałyśmy się do największego w mieście parku, nie pozbawionego nawet kąpieliska, w którym szukali ochłody przy dzisiejszych 29 stopniach liczni mieszkańcy Hamburga.






     

sobota, 4 czerwca 2011

Kwiatki, kratki i stokrotki

Sobota, piękna letnia pogoda, żar leje się z nieba, do najbliższej Bałtyckiej plaży mamy jedynie 70km... Teoretycznie wszystkie współczynniki pasują do siebie i dałyby się złożyc w jedną, bardzo przyjemną całość, gdyby nie fakt, że od ponad miesiąca pozbawieni jesteśmy środka lokomocji zwanego samochodem.
Ale, jak wiadomo, “nie ma tego złego...” - znalazł się inny sposób na spędzenie w miły sposób części dzisiejszego dnia. Udałam się na `Stoffmarkt Holland` zapolować na szmatki :) Kolejny bazar z tej serii zaplanowany jest dopiero na jesień więc nie mogłam przegapić takiej okazji ;)  Tym razem moją uwagę zwróciły przede wszystkim desenie kwiatowe (moja miłość) oraz kratki, a w mojej głowie rozbrzmiewała piosenka z dzieciństwa “Kwiatki, bratki i stokrotki”.
Żeby nie było nudno, do tkanin dokupiłam kilka drobiazgów: 4 drewniane guziki (jak szaleć, to szaleć ;), zamek błyskawiczny, materiał na podszewki w 2 kolorach, 2 ozdobne tasiemki i kawałek czarnego ściągacza do spódnicy, która od dłuższego czasu chodzi mi po głowie (ach, gdyby tak tylko zechciała w końcu zejść z mojej obolałej łepetynki i dać się uszyć...). Jedyne, czego nie można było na owym bazarze nabyć, jest czas potrzebny na szycie.






 Te szmatki czekają teraz grzecznie, aby stać się częściami mojej garderoby (mam nadzieję, że ich nie zawiodę)

Te materiały kupiłam z myślą o córeczce



Tu wszystkie pod czujnym okiem mojego psa ;)



Drobiazgi...




czwartek, 2 czerwca 2011

Po zakupach czas wziąć się do roboty

Szmatki już były, teraz pozostawało znaleźć dla nich odpowiednie zastosowanie. Postanowiłam pozostać przy szyciu ciuszków dla mojej pociechy, w myśl zasady: im mniejsze ubranko, tym mniej materiału zmarnuje się w razie niepowodzenia. Kolejno powstaly: sztruksowa sukienka na szelkach, bluzeczka oraz letnia czapeczka...





...ktore ostatecznie skompletowałam w jeden letni outfit.

środa, 1 czerwca 2011

Z czegoś szyć trzeba :)

W marcu udałam się na swoje pierwsze tekstylne zakupy, ileż radości mi one przyniosły :))
Zakupy odbyły sie na "Stoffmarkt Holland", bazarze pasmanteryjnym licznie uczęszczanym przez miłośników szycia. Wśród takiego wyboru pięknych materiałów ciężko zdecydować się na coś konkretnego. Ostatecznie wybrałam to i owo w nadziei, że uda mi się uszyć z tego coś, czego nie będę musiała sie wstydzić ;)

Pierwsza randka z maszyną do szycia

Hmmm, co by tu spróbować uszyć jako pierwsze... Czapkę! Oczywiście dla córci. Taka czapka - mała, prosta, nie wymaga dużej ilości materiału - postanowione!
Wykrój znalazłam w internecie i przerobiłam go tak, aby można bylo zapinać czapusie pod szyją. Z efektu zbytnio zadowolona nie byłam, ale teraz wiem, na co zwrócić uwagę przy kolejnym podejściu do owego nakrycia głowy. Z tym dam sobie jednak czas do jesieni...

Początek aktu drugiego...

Pod koniec lutego opanowała mnie myśl o posiadaniu maszyny do szycia... Mój mąż zlitował się nade mną i dołożył połowę sumy potrzebnej na zakup prostej maszyny, wyposażonej w podstawowe ściegi. Moja radość była wielka, juhuuu :)
Z braku posiadania własnego pokoiku czy chociażby kącika do szycia, moja ulubiona "zabawka" stoi teraz na moim sekretarzyku, a do szycia jest przenoszona na stół jadalny.


Szyciowa przygoda, akt I

Wirusem szycia zainfekowałam sie niedawno, prawie 4 miesiące temu, w lutym 2011. Na pierwszy ogień poszedł konik - przytulanka dla córeczki, mała maskotka uszyta jeszcze ręcznie, grzywa oraz ogon powstały z resztek muliny. Taki mini-projekt na poziomie ucznia szkoły podstawowej. Myślałam wówczas, że na takich drobiazgach poprzestanę, a o szyciu ubrań nie śmiałam nawet myśleć, ja - takie beztalencie manualne... Okazuje się jednak, że szycie potrafi kompletnie zawrócić w głowie, sprawić, że chce się więcej i więcej... Nawet wtedy, kiedy efekty są marne ;)

Na dobry początek...



Po długim czasie czerpania przyjemności z przeglądania blogów cudzych, postanowiłam założyć własnego. Mam nadzieję, że wytrwam w tym postanowieniu i mój blog nie zniknie z przestrzeni internetowej jeszcze szybciej niż się pojawił  ;)
O czym będę pisać? Pewnie w znacznym stopniu o moim nowym zainteresowaniu - szyciu (moje pierwsze w życiu "prawdziwe" hobby), ale pojawią się tu również  refleksje dotyczące  wielu innych dziedzin życia.
Choć pisać lubię, brak polskiej klawiatury będzie mnie dopingował do "streszczania się" (jakże denerwujące jest nieustanne kopiowanie i wklejanie pojedynczych polskich znaków... wrrrr...).

Na dobry początek... przedstawiam siebie i od prawie 1,5 roku największy sens mojego życia, moją wlasną, osobistą córuchnę :)